Geoblog.pl    wojtan    Podróże    Dookola Azji    rogi czesc druga
Zwiń mapę
2007
17
maj

rogi czesc druga

 
Indonezja
Indonezja, Bukittinggi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 30502 km
 
Gdy doszlismy do glownego placu miasta z wieza zegarowa obkleja nas chmara dzieciakow zadajcych na zmiane dwa pytania - hau ar ju? uots jor nejm? Po setce tych samych odpowiedzi opuszczamy zbiegowisko. Znalezlismy tani hotel (25000Rp/2os.) gdzie zaraz po przyjsciu robimy duze pranie (2x spodnie i 2x koszulka :), to co mamy). Na nastepny dzien znajdujemy motocykl - szykuje sie kolejna wycieczka. Mdlejemy ze zmeczenia...

Po siedmui godzinach rozkosznie przyjemnego snu - w poziomie czujemy sie jak mlodzi bogowie. Obfite sniadanie dopelnia szczescie - kroczymy dziarsko po jednoslad.
Na miejscu stygnie nasz zapal - pocalowanie klamki. Oczekujac na zmiane sytuacji wypijamy po kawce z niezbyt trafionymi ciastkami. Wracamy - to samo, klodka na drzwiach. Siadamy po przeciwnej stronie ulicy, u znajomej pana od moto. Uprzejma kobieta obiecuje, ze gosc zjawi sie niebawem, ale po 20 minutach ciszy bierzemy motorek od niej. Suzuki na pierwszy rzut oka leciwe, okazuje sie byc bardzo zwawym egzemplarzem - zasuwamy sprawnie przez gory i doly w strone jeziora Maninjau. Po dotankowaniu przeszywamy okoliczne wioski coraz bardziej stroma i kreta szosa. W pewnej chwili otworzyla sie przed nami panorama jeziora, po chwili na wzdychanie zjezdzamy po 44, 180 stopniowych zakretach - duzo radosci. Miasteczko u brzegow Maninjau przypada nam do gustu mowiac krotko - spokoj, ladne budynki mowiace o statusie kurortu od dziesiatkow lat i ciekawe bambusowe "rybie farmy". Kiedy juz wdrapalismy sie z powrotem po kretej drodze podziwiamy na dowidzenia wspaniala, niezmacona najmniejszym powiewem wiatru tafle jeziora i swiadczacy o jego pochodzeniu lancuch rownych,okalajacych go gor. Jezioro Maninjau (17x8km) wypelnia krater wielkiego dawno wygaslego wulkanu. Zawracajac zwalniamy w Matur - dla ladnych obrazkow (glownie dla imponujacego przykladu drugiej wersji domu z rogami).
Dowiedzielismy sie od miejscowych, ze mamy szczescie, bo oto w okolicy kwitnaca Raflesia Arnoldi daje sie zobaczyc w pelnej krasie. Po malych komplikacjach zostawiamy konia przy wejsciu do rezerwatu i postanawiamy sprobowac odszukac okaz, mimo zniechecania przez lokalnego przewodnika - deep in the jungle! Nie mija dwadziescia pare minut od wejscia w gaszcz i - troche szczesliwie - rzuca nam sie w oczy duza czerwonawa plama na tle bujnej zieleni. Wrazenie jest osobliwe - jakby zobaczyc mrowke wielkosci jamnika - upstrzony jasnymi kropkami kwiat mial srednice okolo 60 cm., do tego smierdzi kupa i co dla tych bystrych nie jest zaskoczeniem - wkolo lata chmara much - zapylajaca olbrzyma. Po spotkaniu z najwiekszym kwiatem swiata, w drodze powrotnej prawie zadeptujemy - przez nieuwage, chyba najwiekszego pedraka, potwor jak maly waz, ciarki przechodza po plecach. Mamy jeszcze troche jasnosci wiec szturmujemy poludniowo - wschodnie obszary regiony - gromadzace skupiska wsi z tradycyjnymi chatami.

Rejon ten zamieszkuje kultura Minangkabau. Spolecznosc ta jest muzulmanska ale co ciekawe - tradycyjnie matriarchalna. Glowa rodziny jest najstarsza babcia i to ona decyduje o zyciu klanu. Dziedziczenie spadku jest przypisane zenskiej linii rodu - wszystko dziedziczy sie po matce, rowniez nazwisko. Mezczyzni nie maja zadnych praw ponad kobiece, poza wymaganiem by byly im wierne. Bawol jest symbolem tej kultury. Legendarnie - dzieki temu zwierzeciu (pojedynek) unikneli poddaniu Jawajczykom, dawno temu...
Dzis rozgladamy sie po Bukittinggi - zaczynamy od porazki roku, fortu o frapujacej nazwie Fort de Kock, rozczarowanie. Zostaly jedynie waly i armaty a w srodku stoi betonowe g**** z napisem fort dK. Wiszacym mostem dostalismy sie na sasiednie wzgorze gdzie - oprocz zwierzat trzymanych wsrod smieci, stoi tradycyjan chata ze spichlerzem mieszczaca muzeum. Bylismy atrakcja na rowni z eksponatami. foto -foto.
Na przeciwnym krancu miasta pagorki gwaltownie sie urywaja - przeciete przez ponad stumetrowej glebokosci kanion. W parku przy kanionie dziesiatki malp zwabionych prezentami od przechodzacych. W klifach podczas IIWS, na rozkaz japonczykow, robotnicy indonezyjski wykuli system komor i tuneli schodzacych do dna kanionu.
Jako ambitni podroznicy, nic nie robiacy sobie z zaru lejacego sie z nieba postanowilismy dostac sie do dna kanionu i zobaczyc jak skalki wygladaja od dolu. Zeszlismy po stromych schodach i popijajac raz po raz wode zycia, kroczylismy wsrod bujnej zieleni. Pobladzilismy nieco, wyspindralismy sie z drugiej strony i nie moglismy nic zlapac z powrotem. Czas sie kurczyl, w planie mielismy opuszczenie miasta wieczorem. 8 km przed osiagnieciem celu udalo sie nam zlapac stopa. Po posilku porwalismy plecaki i zlapalismy szybko bemo na terminal- tam zywego ducha nie uswiadczyl. Udalo sie nam dogadac z kierowca bemo, ze chcemy na autobus do Dumai co zaowocowalo wysadzeniem przy drodze, ktora one przejezdzaja. Ot taka informacja, autobusy po zmroku nie wjezdzaja na terminal... Po polowie godziny siedzielismy w autobusie. Po chwili zaczelo lac jak diabli a blyski rozswietlaly niebo co 5 sekund.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
wojtan
ania szewczyk wojciech świątek
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 181 wpisów181 208 komentarzy208 590 zdjęć590 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
15.11.2006 - 25.08.2007