Wysiedlismy w Gorakhpur (kolej nie idzie dalej na polnoc), tam bez zwloki wsiadamy w minibusa do granicy. Na koniec jeszcze jedna proba oszukania cudzoziemca przez hinduskiego smroda, zmiekl szybciutko bo juz znamy na nich sposoby.
W srodku poznajemy Alexa z Belgii. Na granicy wszysto poszlo gladko - kilkadziesiat baksow za wize i dalej. A to niespodzianka - po stronie nepalskiej strajk w komunikacji krajowej, w efekcie zero autobusow z tej dziury. Znalezlismy w trojke pokoj na jedna noc i skoczylismy na piwko - 10 metrow za szlabanem granicznym, stojacego jakby w srodku wsi/miasteczka.
Pobudka wczesnie w celu rozpoznania sprawy autobusow. Do stolicy jedziemy po wize chinska ktora (wyrobiona w kraju) juz sie powoli przedawnia.
Belg pospiesza, nie ma szansy wymienic kasy, wiec pozyczamy od niego i kupujemy za drogie bilety. Przed nami droga pod gore, do innego swiata...