Gdy zatrzymujemy sie w Kharkhorinna zakupy pedem lecimy na bazar.
Robimy ogromne zapasy zywnosciowe ktore maja uswietnic ostatni wieczor z ekipa zoltego ogorka (ognisko, kielbaski i inne frykasy). W miedzyczasie zloscimy sie na nich nieco bo do ustalonej oplaty dodali (za dystans) jeszcze dyche - wychodzi 6000TGR (5$) za dzien. W koncu dojezdzamy do klasztoru Erdene Zuu Khiid, nieopodal Kharkhorin - stolicy Wielkich Mongolow z XIII wieku. Najstarsza swiatynia w kraju w czasach swietnosci skladala sie z kilkudziesieciu klasztorow. Nam sie podobalo, po przekroczeniu bramy w murach laczacych ponad sto stup, klimat jest. W srodku stoi klasztor w stylu tybetanskim, duza stupa i swiatynia troche podobna do AmarBG ale mniejsza.
Gdy zapakowalismy sie z powrotem do ogora, postanowione zostalo, ze zatrzymujemy sie na nocleg w pierwszym przyjemnym miejscu. Jechalismy nieco ale miejscowka trafila sie pierwsza klasa - piaszczyste wydmy, skaliste gory w tle, a na lakach mnogo zwierzyny pastewnej. Mnostwo suchego drewna na ognisko).
Inaczej mial wygladac pozegnalny wieczor, a byly piosenki w stylu oazowym a o 23 koniec i do spania...
Droga z Kharkhorin do Ub w remoncie wiec kolejnego dnia toniemy w kurzu, gdy tylko cos sie zbliza nastepuje szybka akcja zamykania okien. Przerwy na jedzenie nie mozemy sie doczekac, wszyscy sa zmeczeni. Chcemy tym razem dojechac nad jakas rzeczke - umyc rece i nogi, dla ochlody. Wsrod sporej liczby Mongolow znajdujemy swoje miejsce, tylko woda niestety jak w Gangesie.., nie trzeba sie przygladac by spostrzec plywajace scieki (kupy). W cieniu autobusu zjadamy co jest, nad glowami kraza cztery ogromne orly (niemal mozna dojrzec fakture poszczegolnych piorek ptaszora). Gdy dojezdzamy do UB autobus ogarnia euforia. W Oyuna Guest House czekaja "nasze" lozka w dormitorium. Poznajemy Asie i Wojtka z Poznania oraz Slawka i Pawla z Warszawy. Opowiadamy i sluchamy ciekawych opowiesci i jedno nas tylko martwi - wszyscy mowia, ze przejscie na granicy jest wielkim problemem, Ruscy sie uwzieli i przechodza samych siebie.