Po 10 godzinach podrozy (wszedzie daleko) jestesmy w Taiyuanie. Celem jednak jest dotarcie do Pingyao - czyil jeszcze 1.5 godz. drogi. Busiarze klamia jak z nut ale nie z nami te triki.., czekamy na pociag (3do5razy taniej). Wojtka nachoda mysli, ze kraj tlukow i wiesniakow po tym jak probowal (nie pierwszy raz) nawizac jakies porozumienie w ingliszu (wspomagane prostymi chinskimi) ale mimo lazenia dlugo i kilkudziesieciu prob zero rezultatu... Wyczekalismy sie w pociagu, w ktory zapakowaly sie tysiace i scisnieci jak sardynki ruszamy. Spacerkiem z peronu dochodzimy pod mury, przechodzimy brame i naszym oczom ukazuje sie swietnie wygladajace (historyczne i zachowane) Pingyao. Wszystkie domy w tonacji suszonej cegly , zdobione czerwonymi (mnostwo) lampionami i wycinankami. Szerokie ulice spowija kurz. Mijaja nas dziesiatki wyjetych z poprzedniej epoki (ktorej?) wehikulow (rowery, jakby bietki rolnicze, cuda). Przystajemy na kluchy i patrzymy na zycie miasta. Oceniamy od razy, ze to wyjatkowa sprawa na skale calego kraju (szkoda, ze Michal i Beata nie wpadli tu na chwile, ktoz wiedzial). Bardzo nam sie podoba, do tego jest wieksze niz myslelismy. Dlugie na 6 km, jedyne zachowane (autentyczne) mury miejskie wydzielaja te enklawe tradycyjnego zycia od betonowych klockow. Tutaj do domow prowadza drewniane wrota obklejone strzepami zamaszystej kaligrafii na czerwonych, pionowych pasach. Za nimi kryje sie podworko, zazwyczaj rosna na nim krzewy, czasem nawet kwiaty i oczka wodne - inny swiat. W jednym z takich domow- hoteli zatrzymujemy sie na noc (pokoj z lazienka 30Y/ 2osoby). Zrzucamy bagaze, odpoczywamy troche i wypelnieni spokojem ruszamy w gaszcz uliczek (byc tu to ulga po ostatnich kilku tygodniach nocowania w wielkich miastach). I to w Pingyao jest najlesze - przed zdobnymi rezydencjami siedza bielutenkie staruszki, dziadkowie z rzadkimi brodami podpierajac sie laskami, brak zebow, filmowe aparycje, nastroszone fryzury, staromodne ubrania. Wedrowalismy po miasteczku rozmyslajac o najblizszych dniach.
Kolejnego dnia zakupujemy jeden bilet studencki:)(Szanghaj Univ. riplej), wazny dwa dni - standardowo, uprawniajacy do wejscia we wszystkie zakamary i na mury... Wchodzimy na zmiane. Lijang z gory wyglada sto razy lepiej ale miasta w rownym stopniu nas urzekly.