Mimo nocy dokucza nam gorac, pewnie jest ponad 30st. Nie mozemy uwierzyc oczom widzac jak miejscowi przytupuja i rozcieraja rece z zimna... O 5 plyniemy od potu... Przed 7 zostawiamy bagaz w sprawdzonym hostelu i umawiamy sie na powrot ok 14 (brak miejsc). Do zalatwienia w KL mamy tajska wize tranzytowa najlepiej.
Juz w ambasadzie przygladamy sie z niesmakiem podstarzalym typom z mlodymi tajskimi laskami, wpieprza nas seksturystyka. Nasza kolej, przyokienku tlumaczymy jasno co jest naszym celem i czego oczekujemy. Jest problem (bilet lotniczy wymagany) ale po rozmowie kruszymy serce kobitki za szyba. Tak to jest z niektorymi wizami - placisz za 2-3 dni przejazdu 20$ i jeszcze sie cieszysz ze wyszlo...
Nastepnego dnia wymeldowujemy sie przed poludniem i zaczynamy chod sportowy-miejski do zamykanej o 12:30 ambasady (po odbior), udaje sie - 10 minut przed zamknieciem. Platamy sie po miescie, uzupelniamy to co widac.
Planujemy wyjechac w nocy do Hat Yai (Tajlandia).