Geoblog.pl    wojtan    Podróże    Dookola Azji    boro-banan
Zwiń mapę
2007
09
maj

boro-banan

 
Indonezja
Indonezja, Yogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 29044 km
 
Ztrudem zwlekamy sie z lozka. Znowu ponizej 6 godzin snu. O 7 stajemy przedgosciem od moto. Grzejemy do Boroboduru. Po wyjechaniu z miasta itroche ponad 40 km w sznurku innych pojazdow i kopcacych ciezarowek, parkujemy z gracja prazed kompleksem. Mijajac szkolne wycieczki dopadamy pierwszych schodow, tego uznawanego za najwiekszy na swiecie, buddyjskiego kompleksu sakralnego. Calosczaczeto budowacna poczatku VIIIw. n.e. na wzniesieniu posrod malowniczych dolin i pol ryzowych, blisko miejsca spotkania dwoch symbolicznych rzek. Kolejny przyklad precyzji i ogromu ludzkiej pracy... Cenny, trwaly budulec zgromadzony zostal dzieki wybuchom pobliskiego wulkanu Merapi. Stupa ma mnostwo bogatych reliefow. Szesc prostokatnych tarasow zwienczaja trzy okragle. Na nich stoja 72 male, azurowe stupy, kryjace posagi Buddy. Obiekt w przeszlosci byl miejscem medytacji.
Do Angkoru khmerskiego nie ma co tego nawet porownywac, ale otoczenie jest osobliwe, a miejsce uduchowione.
Wsiedlismy na konika i po posilku pedzilismy bocznymi drogami w strone Keliurangu - podupadlej miejscowosci wypoczynkowej u stop Merapi. Wulkan jednak zaslonil sie chmurami...
Prowadzeni przez kolejnych zyczliwych kierowcow bardzo kretymi sciezkami (troche jak wyscig lub raczej pogon:)) docieramy do Prambananu - Kompleksu swiatyn hinduistycznych. Zbudowany 50 lat pozniej niz B. zespol tworzy miedzy innymi swiatynia Sziwy o wysokosci 47 metrow. Wiezowe kaplice zdobia setki kamiennych plaskorzezb. Chcac uniknac oplaty za wstep udajemy sie na spacer w celu namierzenia "sekretnego przejscia". Gdy doszlismy na tyly ogromnego, ogrodzonego obszaru naszym oczom ukazala sie otwarta brama, ktora niektorzy miejscowi dostaja sie do srodka. Nie zastanawiajac sie wpakowalismy sie na strzezony teren. Pospacerowalismy wsrod kamieni. Niestety po godzinie trafiamy na budke pilnujacych obiekt i musimy po tlumaczeniach zawrocic skad przyszllismy (chcieli nam przyniesc bilet - jeden dla dwojga, dobrzy ludzie:)). Wrocilismy w sznureczku do Jogji. Majac jeszcze czas do zmroku i nieco benzyny, kluczymy po starym miescie. Ruch stanowia ryksze rowerowe, setki motocykli, kuchnie na kolkach, slonie wozace dzieciaki. Na glownym placu starej czesci - znow boisko i mecz przy poteznych drzewach. Atmosfera odpustu - przekaski, klatki z ptaszkami - a dzis czwartek.
Ciekawostka: Jogja jest ciagle zarzadana przez sultana mieszkajacego w palacu, zatrudniajacego 10000 ludzi.
Kraton - obszar starego miasta otoczony jest murem i wypelniony platanina uliczek z ramujacymi niskimi domkami. Na jego obszarze mieszka 25000 ludzi.
Zwracamy motorek i siadamy na laweczce przed by nieco odsapnac, a tu przednaszymi oczami pojawil sie znany z Labuanbajo - Cristian (Rumun z UK). Los przecial nasze sciezki bysmy dostali szanse na zblizenie sie do jeszcze jednej - wybitnej i prawie zapomnianej atrakcji miasta. Cristian jako fascynat marionetek (kolekcjoner) zachecil nas bysmy spotkali sie w teatrze gdzie wystawiane sa sceny z Ramajany. Dwie godziny pozniej siedzielismy w teatrze cieni (C. zalatwil darmowe wejsciowki).
Niesamowite widowisko sklada sie z dwoch czesci: wstepu - gdy plaskie kukielki skorzane (z bawolej skory i rogu) wyciagane sa z "czarodziejskiej" skrzyni i odprawiane sa ceremonie "ozywiania" lalek. Druga czesc to wlasciwe przedstawienie. Ekran, na ktory rzucane sa cienie stoi w srodku pomieszczenia, tak ze mozna ogladac pokaz rowniez "od kuchni" (co nie jest mniej ciekawe). Postacia zycie daje mistrz ceremonii - jedna osoba, nawigujac rekami i nogami, zmieniajac glos. Za nim siedzi kilkunastoosobowa orkiestra z tradycyjnymi instrumentami (gongi, cymbaly). Wszystko dzieje sie na zywo. Oryginalnie takie przedstawienia odgrywane sa przez cala noc przy waznych okazjach (swieta, zaslubiny, itp.), tak by przysypiajacy widz tracil poczucie co jest jawa a co sumatra, znaczy fantazja). Trwa to tak dlugo, ze czlonkowie orkiestry zanjduja w trakcie spektaklu czas na herbate, papierosa... Co jakis czaspojawiaja sie na ekranie klaunowie ktorzy przerywaja historie opowiadajac zarty - by pobudzic i obudzic widownie przed kolejna czescia. Duzo tam symboli. Swietna sprawa (graja nawet dla jednego widza, poza nami bylo ich troje). Kolejnego dnia platamy sie po miescie, robimy zakupy i przygotowujemy sie do nocnego kursu w kierunku stolicy (12 godzin pociagiem).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
lisek
lisek - 2007-05-10 21:14
pozdrowienia z krakowa od lisków. zdjęcia zapierają dech, czekamy na więcej. stopy wody pod kilem!
 
 
wojtan
ania szewczyk wojciech świątek
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 181 wpisów181 208 komentarzy208 590 zdjęć590 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
15.11.2006 - 25.08.2007