W Katmandu dotarlismy do zrodla, Tashi delek to jedna z dwoch firm organizujacych przejazdy z wizami do Tybetu. Ta usluge oferuje 100000 innych kompani, ale wszystkie z nich robia to przez wspomniana i biuro Ying Yang wiec mozna pokrazyc miedzy nimi w celu zbicia z ceny.
Odcinek z Katmandu do granicy mozna z pewnosia uznac za czesc calej ekscytujacej trasy. Krajobrazy wiejskie przypadaja nam do gustu, nie ma obcych elementow, jest prawdziwie, kolorowo. Po drodze zatrzymujemy sie na sniadanie. Na granicy stajemy ok 12:30 nepalskiego czasu. Wypelniamy po papierku, dostajemy pieczatke wyjazdowa i maszerujemy z plecakami do chinskiego przybytku. W oddali na tle osniezonych szczytow widac miasto Zhangmu (2500m.).
Wszystkie procedury trwaja z godzine i pakujemy manatki do samochodow(3).
Uzbieralo sie nas jedenascioro plus przewodnik. Jedzie z nami koreanczyk, ktory sprobowal przedostac sie do Tybetu samemu - nie ma takiej opcji, posterunkow wiecej niz w polskim lesie grzybow, po deszczu. To wiadomosc z przyszlosci - pozwolenia na wjazd sprawdzaja w kazdym miejscu noclegowym i w roznych na trasie do Lhasy, poza tym panowie kraza po miescie...