Jeszcze nie swita a nasz podskakujacy autobus dojezdza do stolicy. Wysiadka na dworcu i bez zastanowienia idziemy w kierunku Thamelu - do ktorego ok.3km.
W trakcie spaceru widzimy miasto budzace sie do zycia, dzieciaki w mundurkach zmierzajace do szkol. Przypominaja nam sie te czasy. Gdzies w polowie zatrzymujemy sie na swieze, gorace oponki i herbate w oryginalnym przybytku. Ciesza sie twarze i my sie cieszymy, czasem fajne to uczucie byc samemu. Ten sam hotel (Legendary Highlander) i ten sam pokoj. Wychodzimy zobaczyc czy wszystko w porzadku z naszym wyjazdem do Tybetu (wizy, oplaty), placimy ostatnia rate i lapiemy minibusa do Bhaktapuru - jednej z poprzednich stolic doliny Katmandu.
Miasto zamkniete dla samochodow, na bramce straznik z wyciagnieta po bilety reka, rzucamy okiem na ceny.., super ponad 10$ za osobe...
Idziemy sie przejsc:) Zjadamy oponki, ktore coraz bardziej nam smakuja i boczna uliczka wchodzimy na teren historycznego miasta. Wedrujemy bez plany zachwycajac sie podniszczonym urokiem miejsca, fascynujemy sie szczegolami drewnianych okiennic, wykuszy i wrot. Trafiamy na Tachupal Tole - najstarszy plac miasta.
Po porcji mo-mo dochodzimy do Durbar Square (plac krolewski) - zasiadamy przyjrzec sie zyciu i zajeciom miejscowych, oraz architekturze wokol. Trzecim z czterech waznych placow jest Potter's Square (garncarzy), gdzie rzeczywiscie lepia i szusza gliniane naczynia, zreszta ida z duchem czasu - zauwazylismy poletko suszacych sie kolanek -kanalizacji :). Ten jest duzo mniejszy od poprzednich i odstaje nieco oprawa architektoniczna. Kierujemy sie na ostatni - wokol swiatyni Nayatapola (najwyzszej w calej dolinie Katmandu). Po spacerze zasiadamy na herbate, gdzie jakas wariatka porywa nam bez obciachu jedna szklanke. Zasiada obok i cos do siebie mowiac pod nosem siorbie napoj, otoczenie ma ubaw. Dostajemy nastepna herbatke posmiechujac sie ze zdarzenia. Kupujemy zapas oponek, ktory kurczy sie jeszcze przed wejsciem do autobusu. Wracamy do Katmandu.