Znowu zimny poranek po chlodnej nocy, znowu herbata i czekanie na slonce.
Siadamy na schodku przed punktem sprzedazy biletow autobusowych, powinni otworzyc za jakis czas. Jest, kupujemy i zostawiamy plecaki. Przed wejsciem do scislego centrum sprawdzamy bilety komunikacji panstwowej - nie ma tanszych, jest w porzadku.
Miasto uchodzi za najbardziej romantyczne w calych Indiach. Wyprzedzajac, nasze zdanie troche odbiega od tej reklamy. Ciezko trafic nad brzeg jeziora Pichola - miejsca skad otwiera sie widok na palac na wodzie i przeciwlegly brzeg. Z uplywem czasu przybywa w zatrwazajacym tempie romantycznych jak miasto turystow, coraz bardziej romantyczni robia sie rowniez naganiacze -"zabij mnie jesli znajdziesz lepsza cene". A propos zakupow, Udaipur slynie z miniatur-obrazkow, juz od pakistanu planowalismy wejsc w posiadanie jakiejs. Udalo nam sie w koncu.
Wracajac do klimatu i wygladu miasta, przyznac trzeba ze maja imponujaca swiatynie Wisznu i kilka innych obiektow. Po przemierzeniu uliczek i zaulkow gnani glodem znajdujemy "kuchnie polowa"- jak sobie zartobliwie okreslamy dhaba.
Wracajac zdarzyla sie rzecz niebywala, udalo nam sie namierzyc wzrokiem - wsrod tysiecy innych gratow - grzalke! (wzieta z domu spalila sie w Amritsarze).
Jak wszedzie zchodzilismy miasto wszez i wzdluz, po czym jak zwylke rowniez, biegiem na autobus.