Wesolym autobusem rzadowym - dla filii uniwersytetu Peszewarskiego w Abbottabad, docieramy o poranku na miejsce. Po drodze niezapomniane wrazenia - jazda we mgle przy widocznosci ok.5-10 metrow, na 100% nie wiecej i wypadek (w tejze mgle) z udzialem tysiecy kurczakow - porozrzucanych na ulicy, martwych juz, dantejskie sceny.
Krajobraz zmienil sie na delikatnie lesisty, zieleni wiecej i bardziej jak u nas w Polsce.
Wysiadamy z autobusu pod kampusem, pogawedzilismy moment z psorami i bracia studencka i gdy zamierzalismy sie zbierac w poszukiwaniu noclegu - Fahad prowodyr calego zajscia oznajmia ze idziemy z nim do jego domu.
Na miejscu poznajemy tate, zjadamy sniadanie i kladziemy sie na podlodze by odespac nocna jazde autobusem. Po pobudce zjadamy skromny lanczyk i jedziemy kupic postawowe rzeczy. Jako ze dnia nie zostalo za duzo, decydujemy sie na objazdowke po okolicy z Fahadem i bratem Basimem. Abbottabad duzy nie jest, ma w sumie tylko dwa interesujace budynki - jeden meczet, jeden kosciol. Budynki architektura sie nie wyrozniaja, kosciol neogotycki, meczet jak meczet. Ciekawostka w tym drugim jest za to splywajacy z gor strumien ktory wplywa do srodka i zasila rytualna "umywalnie" oraz czysci toalety z sila wodospadu. Idziemy kilkadziesiat metrow wyzej, popatrzec na wszystko z innej perspektywy. Odczuwamy ulge po halasliwym i zakurzonym Lahore.
Bierzemy kierunek na Muree, ktorego pewnie nie odwiedzimy z powodu opadow sniegu i blokady drog. Trasa jest bardzo ladna, dramatycznie poprzecinane, strome gory, ramuja plynacy w dole strumien i wijaca sie nitke drogi.
Wracamy do domu, poznajemy Jasima najstarszego brata, ktory zaprasza nas na pizze.
Niestety nawet ona plywa w tluszczu. Po powrocie do domu pokazujemy im nasze zdjecia od poczatku podrozy, a Fahadowi projekty ze studiow.
Kolejnego dnia wybieramy sie z Fahadem na uczelnie z samego rana. Na prosbe naszego nowego kolegi zabieramy ze soba plytke. Pogoda do bani, ciapa, deszcz i zimno.
W szkole od poczatku wzbudzamy zainteresowanie, poznajemy jego kolegow, rzadziej kolezanki oraz prowadzacych zajecia. Odwiedzamy pokoj dziekana, wypijamy herbatke.
Dosc uroczyscie i powaznie to wszystko wyglada. Niestety od rana brak w budynku pradu, grzeja sie przy piecykach gazowych. Spotykamy opiekuna z wycieczki do Lahore, ktory pyta czy nie moglibysmy zaprezentowac naszych prac tutejszym studentom (juz wie od Fahada ze mamy plytke). Delikatnie struchlelismy, pocieszal nas ciagly brak pradu. Po drodze przez uczelnie wsrod kuriozalnych i zabawnych projektow (modeli),
poznajemy Assada, troche guru wydzialu. Rozmawialismy dluzszy czas, wtem rozblyslo swiatlo. Minute po wpada znany nam juz nauczyciel, pytajac czemu nie ma nas jeszcze w sali komputerowej - przeciez wszyscy czekaja na nasza prezentacje!
W tej chwili zdretwielismy na dobre. Idziemy z Fahadem do sali, coraz wiecej ludzi wkolo.
Wchodza, my wchodzimy, a tu na nas spoglada jakies 70 osob widowni. Wszystko potoczylo sie lawinowo, skopiowalismy pliki na komputer. Bez czasu na przygotowanie wojtek wystepuje na srodek sali, ania cieszy sie bedac operatorem sprzetu. Wylkad trwal ok. 30 minut, jakos przezylismy. Zjadamy po wszystkim obiad jako goscie Assada i Fahada.
Po powrocie krotki odpoczynek i wycieczka z bracmi (Jasim, Fahad i Faisal) do prezydenckiego domu - do babci Faisala. Co sie okazalo po drodze, pradziadek Faisala byl prezydentem Islamskiej Republiki Pakistanu!
Dystyngowana starsza pani, przyjela nas elegancko. Interesujace rozmowy toczyly sie przy kolacji, "babcia" okazala sie bardzo bystra i nowoczesna osoba.