Z obolalym siedzeniem wtaczamy sie na dworzec w Shirazie, stajac przed wieloosobowym audytorium.To typowe, gdy gdzies sie zjawiamy nasz blade twarze (i wlosy) wywoluja duze zainteresowanie, nie mija po 20 minutach, zawsze dojdzie ktos nowy, to innemu sie widok odsloni itd.
Sniadanie w postaci niby paczkow i dobrej kawy dodaje sil, zaczynamy sie organizowac.
Trzeba nam zdecydowac kiedy w miasto a kiedy do oddalonego o ok. 50km Persepolis.
Idziemy w Shiraz. Jest dosc wczesnie wiec ruch na drodze niewielki, wpadamy na bazar odwiedzony przed stuleciami przez Marco Polo - wyzszy i szerszy od Isfachanskiego.
Plynnie przechodzimy pomiedzy uliczkami i placami starego miasta, trafiamy na kolejne meczety i zrujnowane palace miejskie o bogatym detalu, mozna sobie latwo wyobrazic jak swietnie musialy wygladac przed laty.
Odwiedzenie najwspanialszego meczetu spelzlo na niczym - wjazd tylko dla muzulmanow. Zjadamy Iranski fast food z baranina - przepasc w porownaniu z wytworami koncernow zachodnich (na plus tutejszych).
Plan miasta i przetykajace go pasaze wielkiego bazaru utrudniaja orientacje w przestrzeni, dochodza do tego halasy silnikow i wrzaski sprzedawcow.
Trafiamy pod cytadele, masywna budowla na planie prostokata z basztami na naroznikach- jedna charakterystycznie przekrzywiona.
Znowu bazar - bo jak inaczej - smazone pierozki z nadzieniem (w tym momencie robimy sie glodni)) pistacji troche i dreptamy dalej.
Dochodzimy do miejsca po ktorym nie spodziewalismy sie wiele ale wyszedlszy uczucie jak po strzale miedzy oczy, nie moglismy sie pozbierac z wrazenia -
- Emamzade-ye- Ali Ebn-e hamze.
To dla nas klejnot tego miasta, w srodku wykladany milionami kolorowych szkielek i lusterek.
Wracamy na busa do Persepolis kupujac po drodze pite w tradycyjnej piekarni - cacy miejsce, chlodzimy gorace placki na krzywym metalowym ruszcie przy ulicy. Dalej.
Mamy busa, wysiadamy w Marvdasht i teraz 15 km do celu - taksowki chca fortuny, skurczybyki chciwe. Udaje sie zlapac stopa - bierze nas wlasciciel fabryki maki.
Pierwszym milym zaskoczeniem na miejscu jest cena wstepu - 10x mniej niz mailo byc, hehehhheee. Samo perskie maisto prezentuje sie calkiem niezle, szczegolnie z gory. Do gustu przypada nam grafika plaskorzezb i urzekajacy detal.
Wracamy ta sama droga zloszczac taksowkarza.
W Shirazie wsiadamy w nocny autobus do Yazdu.