Poznym popoludniem docieramy do Tabrizu po drodze obserwujemy jak wyglada nawy kraj.
Ciekawostka sa domki tworzace pierzeje glownych ulic w miasteczkach mniejszych, budowane chyba z suszonej cegly, nie tynkowane, wygladeja dlatego troszke niechlujnie ale ilosc detali, zalaman, daszkow i roznych wypustek sprawia mile wrazenie. Gdyby dodac tynku i koloru najbardziej przypominalyby amerykanskie zabudowania.
Niezle sa rowniez dodatki np. wejscia w postaci kolosalnych rozmiarow golabkow czy bocianow.
Oczekujac na autobus do Teheranu rozgladamy sie wokol i idziemy zakupic jakies jedzenie.
To co zauwaza sie od razu - naganiacze w stosunku do chociazby egipskich to jacys wariaci, chcac naklonic do interesow z nimi lapia za ramie i powstrzymuja sila.
Kupilismy bilety na zwykly autobus, co nie jest latwe bo wcisnac volvo chce kazdy i mowia ze innych nie ma (2x drozsze srednio).
Sama maszyna okazala sie ciekawostka ubajerowany w rozne badziewia, jak sztuczne roze, stoliczek w srodku, migoczace swiatelka, niebieskie, zielone i szybki, szkielka, w srodku duszno od "odswiezacza" no namiastka pakistanu.