Z Trangu lapiemy "w locie" autobus do Langu. W srodku - co od razu rzuca sie w oczy sporo muzulmanow - blisko Malezji. Po dwoch godzinach zjadamy na bazarze cieple danie na ryzu i na zakupy. Jako ze planujemy byc w miare samowystarczalni (namiot) na terenie Parku Narodowego na wyspie Tarutao, kupujemy 18l wody, 6 chlebow, 2 ananasy, 3 konserwy, zupki, mango itd.
Ladujemy sie na chwiejnych nogach do songethawu by po dluzszej chwili wysiasc kolo przystani i stwierdzic ze chyba dzis nigdzie nie wyjedziemy...
Uciekl nam ostatni prom. Plyniemy jutro (chyba).
Okazalo sie jeszcze ze oplata za wstep do parku - z osobnego menu znowu - centralna dyrektywa wzrosla z 200 do 400B! Psiefiuty!