Przed wschodem slonca dojezdzamy do Pithsanuloku, z ktorego juz tylko godzine jazdy autobusem do Sukhotaju - pierwszej stolicy Tajow.
Probujemy znalezc miejsce na nocleg wiedzac ze nastepnego dnia rano (7:30) mamy pociag z P. - dalej. Nie udaje sie, wsiadamy w autobus do Nowego Sukhotaj.
Dojezdzamy do nowego dworca autobusowego i idziemy 3 km do miasta - dopiero pozniej dowiadujemy sie o skrocie przez pola, bo tabliczka z informacja skradziona zostala przez tuk-tukowcow...
Znajdujemy mily, rodzinny guest house (4,5$ za dwie osoby) i mimo zmeczenia wychodzimy szybko, glod nas pogania. Znow tajskie sniadanie - ryz,mieso,jajko,warzywa i rosolek (1,2$ dwie osoby). Po zalatwieniu naglacych sprawunkow, lapiemy samlora do starego Sukhotaj - 12km. (cena za przejazd podawana w informacjach jest podwojna - turystyczna, po krotkim targu jedziemy za normalna - 10b/os). Dwadziescia minut pozniej wysiadamy przed brama wejsciowa kompleksu. Obracamy sie na piecie by zobaczyc najpierw atrakcje darmowe.
Trafiamy do Wat Chang Lom - stupy otoczonej kamiennymi sloniami. Wracamy skrotem i dostajemy sie do wnetrza centralnej strefy z pominieciem oplaty:).
Tuiny nie sa tak oszalamiajace jak w Ajuttii - moze dlatego ze dwa wieki starsze. Szczyt rozkwitu Sukhotaj przezywalo pod koniec XIII wieku, pod rzadami Ramkhamhenga Wielkiego. Najbardziej znaczaca swiatynia jest Wat Mahathat, podobno mieszczaca relikwie Buddy (malo prawdopodobne). Kilka posagow i stup wraz z kolumnami daje wyobrazenie dawnego majestatu. Z oczami dookola glowy skierowalismy sie na poludnie do Wat Si Sawai, zaczetej przez wladcow khmerskich swiatyni trzech wiez, o ksztalcie kukurydzy. Calkiem niezle zachowaly sie detale hinduskie. Wat Traphang Ngoen stoi po srodku sadzawki zarosnietej rzesa wodna, widnieje tam posag kroczacego Buddy (pierwsze takie przedstawienie). Zagladnelismy jeszcze do Wat Sa Sri - bez napiec.
Slonce uderza nam do glowy...
Opuszczamy strefe centralna i udajemy sie (znow na skroty) do Wat Sri Chum, z najwiekzym posagiem Buddy w Sukhotaj. Tu wreszie mamy satysfakcje z przyjazdu. Ogromny Budda wypelnia szczelnie budowle przypominajaca warownie. Podliczajac z usmiechem "oszczednosci" zasiadamy w drewnianym pojezdzie i wracamy do nowego S.