Wczesna pobudka i idziemy do mauzoleum Ho Chi Minha bohatera narodu wietnamskiego, komunisty - rewolucjonisty, wyzwoliciela kraju spod jarzma kolonizatorow. Zanim stal sie przywodca, machal szufla, kelnerzyl, przycinal kwiatki lub ostro zajmowal sie agitka. Mieszkal w wielu "stolicach swiata".
Trzeba byc wczesnie bo otwarte tylko do 11:00. Dochodzac widzimy ogromna kolejke, czekajaca by ujrzec zabalsamowanego Wujka.., przy okazji - cialo HCM jest konserwowane systematycznie co roku, przez dwa miesiace - w Rosji.
Przy wejsciu trzeba zostawic prawie wszystko, nie ma mowy o zdjeciach.
Zanim doszlismy przed oblicze, sprawdzano nas cztery razy, wyjmuja ostentacyjnie rzeczy z torebki. Tak sobie pomyslelismy gdyby miec - dla zatru oczywiscie - wibrator czy inne cudenko. Jakos nam do smiechu... W samym budynku na kazdym zalamaniu korytarza stoi straznik - zabraniaja rozmow, czapek na glowach, rak w kieszeni.
W zimym pomieszczeniu, w szklanej gablocie, lezy maly czlowiek z kozia brodka - wyglada jakby umarl dzis (dobra robota towarzysze).
Po wyjsciu zagladamy do Pagody Na Jednym Slupie z 1049r. Szkola konserwacji zabytkow dalekiego wschodu rozni sie od naszej jednym istotnym szczegolem - wazna jest dla nich forma, nie substancja, co oznacza ze bez zenady wymieniaja psujace sie elementy zabytkow na nowe. Pagoda wyglada jak zabalsamowana.
Platamy sie jeszcze w kolo, idziemy do Swiatyni Literatury - najstarszej uczelni w kraju (1070r.). Zabytek tradycyjnej architektury.
Idziemy na stacje - po bilety do Ninh Binhu. Ze zdobycza w rece zdazamy do kosciola sw. Jozefa (Wietnam jest drugim krajem w Azji - po Filipinach, z najwiekszym odsetkiem chrzescijan - ~18%) - kosciol w stylu neogotyckim, skromne witraze.
Zasiadamy w ogrodku na piwku i sajgonkach, ktore je sie tu na lancz.
Skoczylismy jeszcze nad jeziorko, popatrzylismy chwilke na Zolwia Wieze - symbol Hanoi, nic specjalnego, kiszka nawet.
Na jeziorku jest niewielka wysepka - polaczona z brzegiem czerwonym mostkiem - na ktorej znajduje sie swiatynia Ngoc Son. Mnostwo wyznawcow i jedno dziwo - ogromny zabalsamowany zolw (1,2metra).
Na scianach dodatkowo zdjecia dokumentujace istnienie potwora we wspomnianym jeziorze.., w srodku stolicy, az wierzyc sie nie chce.
Lawirujac pomiedzy budynkami probujemy roznych ulicznych przysmakow i - by sie dobrze ulozylo - popijamy piwem swiezym. To jeden z najlepszych wynalazkow - 0,4 litra, niezbyt mocne(ok3%), ale smakuje dobrze, jest zimne i smiesznie tanie (35 groszy za pucharek). Na skrzyzowaniu dwoch waskich uliczej w starym Hanoi, ulokowaly sie cztery rozlewnie - na kazdym rogu. Ruch na uliczkach jest duzy i malo lepszych przyjemnosci niz siedzenie z kuflem po upalnym dniu, patrzenie na ulice, gadanie i obserwowanie otoczenia.
Wracamy na obmycie i czesanie (Ania glowe, Wojtek brode) do hotelu - w planie zdjecia do kolejnych wiz. Kupujemy bilety na wieczorny pokaz Wodnych Kukielek i jeszcze na jedno piwko.
Wodne Kukielki sa tradycyjnym teatrem polnocnego Wietnamu. Zasiedlismy na widowni czujac podniosla atmosfere przedstawienia na zywo.
Zaczelo sie od ludowej muzyki ze spiewem, po chwili na scene (ktora jest basen wypelniony woda i budowane tlo) wplynely smoki, ziejac ogniem i plujac woda.
Patrzylismy zafascynowani jak zgrabnie sie to wszystko porusza. Na koncu odsloniecie tajemnicy - osemka ludzi za kurtyna brodzac po pas w wodzie ozywia marionetki.
Pierwsza klasa - ruch kukielek, muzyka tradycyjna (jak free jazz - nasladowanie dzwiekow natury, z zaspiewem gospel, , itp.).