Po Zhangmu ruszamy w gore, otoczenie zmienia sie drastycznie i niemal natychmiast - zielen znika, pojawia sie za to duzo sniegu. Jedziemy wzdluz krawedzi przepasci, na dnie plynie rzeka. Okolica sprawia wrazenie maksymalnie niegoscinnej. Czyc w samochodzie ze temperatura na zewnatrz spadla wyraznie. Przyjezdzamy do Nyalam ( w tlumaczeniu "brama do piekiel" - 3700m) na chwile przed zmrokiem. Miescina na koncu swiata - wieje, zimno, ciemno i ludzie pochowani. Wszystko skute lodem.
Jako ze na 3700 dostalismy sie w ciagu jednego dnia z 1300 (Katmandu), mamy w nocy delikatne przezycia (budzimy sie kilka razy, oddech plytki i szybki). Nastepnego dnia czujemy sie jak na kacu. Po zapewnionym sniadaniu reuszamy ok 9.