To byla najgorsza noc od samego poczatku podrozy. Na stacje docelowa dojechalismy po swicie, tam bez zwloki zostawiamy plecaki i idziemy na sniadanie.
Pomimo ostatnich przygod zoladkowych udaje sie nam zdazyc do Allahabadu na wlasciwy dzien. Zaczynamy 5-6 kilkomertowy spacer do swietego miejsca ceremonii i rytualow Khumb. Praktycznie zaraz po wyjsciu, laczymy sie z tlumem. Po godzinie marszu zauwazamy ze wiary caly czas przybywa i przybywa. Po drodze stoliki i wozy serwuja (za darmo! nie wierze) herbatki i puja (tradycyjna papka na swieto). Gdzies w okolicy terenu zainteresowania, na prawde ogromnego, pytamy wojska ile czasu isc nam jeszcze trzeba, puszczaja nas za szlaban - na skroty.
Troche o swiecie:
Wielki Khumb zdarza sie raz na 12 lat. To czego doswiadczylismy nazywa sie Ardh Khumb (raz na 6 lat). Allahabad znany wczesniej jako Prayag - co oznacza najswietsze miejsce pielgrzymki. Swieto trwa jeden miesiac - styczen/luty, dokladna data zalezy od szczegolnej konstelacji gwiazd. Hinduska mitologia mowi o nektarze(Amrit), na poszukiwanie ktorego ruszyli Bogowie i Demony, w celu zapewnienia sobie niesmiertelnosci. Dzban z nektarem zostal odnaleziony i jest trzymany w czterech roznych miejscach - Allahabad jest najwazniejszym z nich. W tym to miescie odbywaja sie ceremonie i pielgrzymuja do niego Hindusi zewszad. Ceremonie odbywaja sie w siwetym miejscu zwanym Sangam - punkcie spotkania trzech rzek ( Ganges, Yamuna i Saraswati). Najwazniejszym dniem 6-cio lub 12-to rocznicy jest Maumi Amavasya - glowny dzien kapieli - wlasnie dzis. Plynac z niespieszacym sie tlumem, obserwujemy wyjezdzajacych z ozdobnej bramy, najswietszych zyjacych, starcow z brodami.
Wszedzie cos sie dzieje; modlitwa, muzyka, medytacja i handel, dzieci dorosli i najstarsi...
Po przeprawiemiu sie na druga strone Yamuny po jednym z ponad dziesieciu pontonowych mostow, podchodzimy do wody przyjrzec sie rytualom.
Przechadzajac sie wzdluz brzegu, obserwujemy kapiacych sie , pijacych wode wyznawcow. Na jakis czas zatyka nam usta i co jakis czas zauwazamy rzecz podtrzymujaca to uczucie oszolomienia. Wszystko puszcza podczas powrotnej drogi.
Ludzie zachowuja sie jak zwierzyna; kobiety poniewierane po drodze, jeden czy drugi robi kupe na oczach wszystkich (albo tylko naszych) do swietej, zyciodajnej wody, wojsko macha kijami na oslep gdy masa za bardzo napiera z boku. Kolo wieczora tlok na dworcu nieporownywalny do niczego co widzielismy. Puszczamy dwa pociagi z rzedu (dlugie na ok500m). Decydujemy sie na nocleg na dworcowym korytarzu do 3:30 - kolejne podejscie.