Bezposredni autobus okazal sie byc wymyslem sprzedajacych bilety. Ladujemy ok. 5 rano w Ajmerze, 13 kilometrow od celu. Na szczescie znajduja sie zawsze obecni wyslannicy z hotelow w Puszkarze i za darmo biora nas tam busem. Kazdy po kilku dniach w Indiach zna ten trik, ale nie przejmujemy sie zbytnio, zobaczymy na miejscu. Idziemy dla formalnosci zobaczyc jak wyglada pokoj i ile sie to ceni. Okazuje sie na nasze szczescie ze da rade za 100Rs/2osoby, woda ciepla ze sciany. Po prysznicu zapadamy w sen.
Popoludniu idziemy zobaczyc z czego slynie miasteczko. Bardzo tutaj milo jak sie niebawem okazuje, skala zabudowy, ruchu i halasu wplywa na czlowieka uspokajajaco.
Dochodzimy do ghat - miejsca rytualnych oblucji. Wokol centralnie usytuowanego jeziorka jest ich 52- w formie schodow. Postanawiamy zostac jeszcze jeden dzien.
Obeszlismy to niewielkie miasteczko dookola, szczegolnie atrakcyjnie wyglada od poludnia, z bialymi domkami odbijajacymi sie w wodzie. Po kolacji fundujemy sobie miejscowy "deser".
Caly poranek do poludnia nie bylo nam spieszno do wyjscia. Niestety Ania ok 13 dostaje gwaltownego ataku bolu brzucha. Z uplywem czasu nie poprawia sie wcale, przeciwnie.
Caly dzien jak i nastepny spedza w lozku. Juz zdecydowalismy ze lekarza odwiedzamy, ale po tele-konferencji z ciocia Lila podejmujemy specjalne leczenie.
Od dzis - wtorek - jest duzo lepiej. Wydenerwowalem sie strasznie, podejrzenia o wyrostek pojawily sie rowniez, gdyz skurcze byly bardzo bolesne i dlugie.
Wydaje sie ze juz po krzyku, ale teraz delikatnie i papki w perspektywie.