Ciemno za oknem busa, wysadzaja nas gdzies przy obwodnicy miasta. Opedzamy sie od rykszarzy i innych nachalnych gosci, uwazajac jednoczesnie by nie utonac w blocie.
Znajduje sie jeden pomocny czlowiek ktory pokazuje nam miejsce odjazdu mikrociezarowek suzuki (8+2 osoby) - do centrum. Po dosc dlugich poszukiwaniach znajdujemy hotel, z miejscami i niedrogi. Warunki gorsze niz w kazdym poprzednim, ale jest miejsce!
Noc najprzyjemniejsza nie byla - za oknem do 2 ruch i trabienie nieustanne, potem przygod czesc druga - Wojtek na kiblu. Z tego glownie powodu nastepny dzien wyprawy nalezal do najnudniejszych. Siedzimy na tylkach (jeden pacjent doslownie).
Wstajemy wczesnie, bez sensacji tej nocy, spalismy tez latwiej.
Kolejnego dnia Islamabad(nastepny rozdz.), po nim to co na dole:)
\/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/ \/
Zaplanowalismy sobie ze ostatniego dnia zostajemy w hotelu do godziny check-out'u - czuli 4 po poludniu. Kroki swoje skierowalismy do warsztatu ktory buduje i ozdabia ciezarowki - najslawniejsze w Pakistanie sa tu, w Rawalpindi.
Droga wiodla przez tlumy ludzi i gory smieci, stwierdzamy ze trzeba sie tutaj urodzic by to znosic i zeby nie przeszkadzalo. Za zakretem glownej drogi naszym oczom ukazal sie kanal/rzeka. Z mostu widac dokladnie jak bardzo zasmiecone sa oba brzegi, zastanawiamy sie ile czasu zajmie wypelnienie calego jej koryta odpadkami.
Warsztaty ukryte byly w bramach. Nie znalezlismy wielu otwartych, ale odwiedzone pokazywaly wszystkie etapy prac nad ciezarowka, od drewnianej konstrukcji po malowanie detali. Na podwoziu starych Bedfordow (do dzis istnieje mnostwo malych zakladow produkujacych "fabryczne" czesci - stad wzgledna niezawodnosc maszyn mimo wieku) buduja wykrecone stelaze pod okladzine blaszana, do ktorej dodatkowo nituja mniejsze, malowane i wyklejane blaszki. Obserwujemy prace, otoczenie obserwuje nas, witaja sie z nami i robia sobie zarty z podwladnych.
Wracajac zostajemy zaproszeni na herbate, staramy sie nie spijac korzucha majac w pamieci niedawne akcje. Milo pan ze Swatu daje adres, zaprasza do siebie i prosi o kartke z Polski. Idziemy jeszcze poszukac dworca autobusowego, ale przez ciemnosc i nieprecyzyjne wskazowki pobladzilismy gdzies wsrod sprzedawcow bydla na Id.
Okazalo sie w efekcie ze dworzec autobusowy przeniesli na przedmiescie (tam gdzie wyladowalismy na poczatku) - Faizabad. Po godzinie odpoczynku w "foyer" hotelu bierzemy plecaki i busem nr 3 dojezdzamy na miejsce. W niepozornej bramie odnajdujemy parking z autobusami. Cena znowu 2x za wysoka, idziemy na poszukiwania innych mozliwosci. Za dwupasmowka znajdujemy odpowiedniego przewoznika:). Mamy nadzieje ze dojedziemy do Lahore nastepnego dnia o swicie, nie wczesniej.