Okolo 3 nad ranem budzimy sie z zimna, krotki rekonesans - ciemnawo, nikogo nie ma w wagonie, sople niemal wisza u nosow, sen jeszcze czy juz sie zbudzilismy? Po chwili zjawia s?e konduktor: cold, cold - mowi, trudno sie z nim nie zgodzic. Nasz wagon wyglada jak wagon widmo. Bierzemy toboly i czlapiemy za nim. Wskazal nam przedzial z sympatycznie wygladajacym chlopakiem. Ja od razu, bez zadnych oporow :) uderzylam w kimono ale Wojcio zaczal konwersacje po turecko-polsko-angielsku. Z duzym nacisk?em na turecki i wspomaganie sie rysunkami. Trwalo to ze 2 godziny bo obudzili mnie dopiero kolo piatej bym zrobila im zdjecie- jako best friends. Od tej chwili az do jego wysiadki w Sivas wszyscy razem uczylismy sie to polskiego to tureckiego.
Od tej chwili spimy jak wielmoze nie niepokojeni przez nikogo.
Kiedy Wojcio wychodzi zobaczyc widoki od strony korytarza, ktore od pobudki sa niezmiennie zapierajace dech w piersiach, zaczep?aja go pasazerowie pytajac skad jestesmy, dokad zmierzamy no i po co ???- przeciez zima. Mnie nikt o nic nie pyta a jak Wojtek mnie przedstawia to dluzej na siedzenie obok patrza :))). Gory, stepy, w kolorach u nas nie spotykanych- karmin, turkus, seledyn; strumienie i rzeki- zamarzniete skrza sie w sloncu. Na polnocnych stokach lezy snieg. Wzdluz naszej trasy wije sie gorny bieg Eufratu, mijamy urokliwe wioski, tuneli nie sposob zliczyc. Wreszcie czujemy ze zapuszczamy sie na wschod, czas jakby zwalnia.
Po zmroku docieramy do Erzurum (1853 m npm)- miasto wielkosci Lublina polozone dwa razy wyzej niz Zakopane. Temperatura wyraznie m?nusowa, samochody slizgaja sie po zamarznietych kaluzach.
Znajdujemy nocleg i ruszamy na wieczorny rekonesans. Po przejsciu kilku bocznych uliczek trafiamy w glowna i zaskakuje nas lekko ile sie tu dzieje mimo temperatury i pory. Wcinamy lawasz- rewelacja prosze panstwa !!!, a do domu kupujemy c?asteczka. Pistacjowe sa pyszne, nawet Wojtek bez kubkow smakowych (slodkich) sie zachwyca :).
Prysznic i lulu.
Budzimy sie lekko zamotani po psychodelicznych snach (pewnie po ciasteczkach :). Ostatnio zdarzylo sie nam pare nadprzyrodzonych sytuacji.
Mimo iz opiniotworczy przewodnik nie daje miastu najlepszych recenzji nam z minuty na m?nute podoba sie coraz bardziej. Jest mrozno ale slonecznie, powietrze krystalicznie czyste.
Na pierwszy rzut idzie bazar, wdrapujemy sie na twierdze. Uciekamy zaaferowanym nami dzieciakom wychodzacym ze szkoly. Wchodzimy na wieze- najwyzszy punkt twierdzy. W?dok na okolice jest na prawde imponujacy. Po raz pierwszy widzimy otaczajace nas osniezone szczyty.Stamtad stoczylismy s?e pod Medrese Blizniaczych Minaretow i 3 seldzuckich grobowcow- wygladajacych jak wbite w ziemie kredki.
W drodze kupilismy precelki, ktore sa bardzo podobne w smaku i wygladzie do krakowskich.
Ledwo zdazylismy na autobus do Dogubeyazit.
Podroz nie dluzyla nam sie gdyz jechal obok nas nauczyciel angielskiego ze Stambulu. W ramach projektu doksztalcania obszarow wschodniej Turcji (pojmowanych w zachodniej czesci jako sredniowieczna wies) wydelegowany zostal na przymusowy 3 letni staz do Agri.
W pierwszym napotkanym hotelu zostajemy bo jest on po prostu przemily.