Jeszcze przed wyjsciem z promu udaje sie zlapac duza ciezarowke do Lamia. Gdyby nie ten fart pewnie mielibysmy maly klopot, musielibysmy szukac noclegu.
Nasz k?erowca (tym razem) angielskim poslugiwal sie sprawnie, wiec pogadalismy sporo.
Opowiadal nam o swoich doswiadczeniach z jazdy po wszystkich (bez am.poludniowej ? antarktydy) kontynentach, opowiedzial kilka zabawnych anegdot - jadac gorskimi serpentynami, stwierdzajac zlosliwie ze to droga krajowa, mowil ze kiedys zbiegl tedy kon a ONI tylko polozyli asfalt, rzeczywiscie na 70-80km na mapie jechalismy ponad 3 godziny. krotko i zwiezle mowil o roznych narodowosciach, z pewna obawa pytalismy go o Polske, podsumowal nas krotko; - odwaga w dziejowych momentach, boharetstwo, goscinnosc, lubimy swietowac, boimy sie dzialac na wlasna reke(duzy kraj, duzo ludzi, fabryki, technologie etc.), boimy sie "skoczyc".
Wyskoczylismy kawalek od miasta, przy stacji benzynowej z zajazdem, ale i tak 4km. od dworca kolejowego.
Przesiedzielismy noc przy jednej kawie, raczac sie kropelkami kofeinowymi od Cioci Lili:)