Na pokladzie spi sie calkiem niezle – wiaterek wieje, temperatura w nocy daje zyc.
W trakcie jednej z nocnych/wczesno-porannych pobudek zorientowalismy sie, ze niebo zmienia kolor z czarnego na ciemno-granatowy. Wstalismy na rowne nogi i gadajac przy barierce obserwowalismy cudowne zjawisko. Wschody slonca zdazalo nam sie widziec wielokrotnie (glownie w sesji)). Ten na Morzu Sulawesi nieporownywalny byl z reszta.
Trojwymiarowe widowisko z wieloma planami, caly czas w powolnym ruchu ze zmieniajacymi sie barwami. Okolo 7:30 – po krotkiej drzemce, zwijamy legowisko i czas na sniadanie. Okazuje sie ze kuchnia juz zamknieta ale interwencja u oficera pozwala odebrac naleznosc i zobaczyc kuchnie pokladowa (jak na stolowce w podstawowce). Na sniadanie uwaga! - ryz z omletem!!! I tak patrzac na brzeg Celebesu, podziwiajac jego skomplikowane uksztaltowanie i nieregularnosc lini brzegowej, dobijamy do Toli-toli – jednego z kilku zaledwie przystankow w dlugim rejsie (calosc –56 godzin).
Pomimo tego “wyroznienia”, TT wyglada jak wies rybakow czy innych polawiaczy perel. Na niewielkiej powierzchni widnieje skupisko parterowych domkow, pokrytych roznokolorowa, pordzewiala blacha oraz schodzace do morza pomosty i mola na setkach drewnianych pali. W tym krajobrazie w oczy rzuca sie srebrna, blyszczaca kopula meczetu. Wszystko na tle zielonych wzgorz. Niezla rzecz zaobserwowac mozna z pokladu – 15m nad woda. W kierunku plywajacych na dole pieciorga dzieciakow, pasazerowie rzucaja zgniecione banknoty 1000Rp. Te scigaja sie i nurkuja w kierunku zdobyczy jak foki, ku radosci darczyncow. Z TT do Pantoloanu plynie sie mniej wiecej wzdluz poszarpanego wybrzeza wyspy. Trudno oprzec sie wrazeniu pierwszych kolonizatorow, ze to miliony wysp raczej niz jedna. Po drodze do ubikacji Wojtek zostaje zaproszony do pokladowego meczetu (podejrzewaja, ze jestesmy muzulmanami, Wojtek - broda, Ania - chusta). Na odchodne dostaje mandarynki, jablka i drozdzowke – dla zony). Z nadejsciem wieczoru, sesje zdjeciowe z nami w roli gl. rozpetaly sie na dobre. W miedzyczasie pojawil sie czlowiek i lamanym angielskim powiedzial, ze chce bysmy mysleli, ze Indonezyjczycy to dobrzy a nie zli ludzie. Powiedziawszy to zniknal i wrocil po chwili z puszkami koli). To nie byl koniec podarunkow na ten dzien…