Jestesmy w Lijiangu. Wsiadamy w autobus 11 by zblizyc sie do starego centrum. Udajemy sie do MCA hostel, ktorego ulotke mamy z sim's cozy z Chengdu - 20Y od osoby, internet za darmoche. Bierzemy szybki prysznic, zjadamy po zupce w progu i rura w miasto. Nie spodziewalismy sie takiego tloku, masa turystow - 98% chinczykow, wszystko mieni sie kolorami, ale uroku nie da sie miejscu odowic i tak. W czesci restauracji odbywaja sie spiewy i podrygi ku uciesze przechodniow, zapraszamy do srodka. Wsrod spacerujacych wybijaja sie ludzie (kobiety) mniejszosci Naxi w charakterystycznych jaskrawych strojach (dominujacy niebieski). Na jednym z glownych placow zorganizowano muzyczke, a kolejni zacheceni ludzie buduja ogromny juz okrag tanczac i cieszac buzie. Tu i owdzie solisci pokazuja co potrafia. Wartoscia starego miasta Lijiangu, poza siecia kamiennych,waskich i krecacych sie uliczek, jest woda. Kilka kanalow towarzyszy glownym ciagom pieszym, bary, restauracje i domy zwracaja sie czesto w strone wody. Maja swoje "punkty kulminacyjne", gdzie ludzie przysiadaja, kolorowe ryby gromadza sie by pogrzac sie w sloncu. Mnostwo kladek i mostkow.
Nie wiedzac kiedy weszlismy w rejon typowej ulicy z jedzeniem. Cuda, cudenka, jak to sie mowi - slinka leci, mozna sie odwodnic... Nie pozostalo nic innego jak znalezc sobie pzrystanek na jedzenie. zasiedlismy w malutkiej knajpce wychodzacej grilem na ulice.
Tam dobieramy po kilka skladnikow do ryzu, miedzy innymi kaszanke:), rybie ogonki, tofu, warzywka, do tego po zielonej herbacie (zazwyczaj bezplatny standard).
Przy jedzeniu ogladamy jakis dziwny film - razem z panem obierajacym cos.
Po chlodnej nocy (Lijiang 2400m) i porannych zupkach idziemy poprzygladac sie kilku znakomitosciom. Zaczynamy od jeziorka urzekajacego z relaksujacym otoczeniem, potem bladzimy chwile na wlasne zyczenie i kierujemy swoje kroki w strone miejskiej gory i Wanggu Lou - pagody przeszlosci. Bilety wstepu nie sa najdrozsze, bedac jednak ostatnio spragnieni przygod idziemy sie przejsc wokol wzgorza. Na poczatku nie zanosi sie na jakakolwiek inna droge niz przez brame - wysokie ogrodzenie wije sie nieprzerwanie.
Tak dochodzimy do jednej z glownych ulic ktora przechadzamy sie troche.
Po kwadransie sprawdzamy kolejne odbicie w kierunku gorki, motywuje nas widok historycznego budynku na koncu dlugich schodow. Witamy goscia naprawiajacego jakis sprzet przed wejsciem, obiekt wygladal na opuszczony. Nie specjalnie sie nami przejal, wiec idziemy na tyly. Tam betonowy mur wysokosci 3 metrow, ale w oddali widac ze mur uskakuje w dol ze zboczem tworzac nizsze fragmeny. Znajdujemy miejsce i hop!
Dwie minutki po lesie i jestesmy na glownym trakcie).
Pagoda - ladna sprawa, symetryczna wysoka budowla, wszystko drewno, w srodku malowanie, fajnie. Z ostatniej kondygnacji wspaniale widac dominujaca nad okolica Gore Nefrytowego Smoka - ok5500m. Odpoczywamy krotko na laweczce patrzac na ukladanke dachow ponizej. Przy wychodzeniu male zamieszanie - na szczescie to chodzilo o bilety do kolejnej - nastepujacej atrakcji, wylazimy innym wyjsciem.
Schodzimy wiekszosc zakamarow i wpadamy na posilek do oddalonej od centrum jadlodajni. Wracajac spotykamy dwie Holenderki , ktore byly z nami w Tybecie.
I tak krazac powoli wracamy do naszej noclegowni.
Jutro okolo poludnia jedziemy do Dali.